Od szeregowca do generała – żaden żołnierz służący w brytyjskiej armii nie może używać komunikatora WhatsApp. Według brytyjskiej armii jest on podatny na ataki rosyjskich hakerów, a Moskwa wykorzystuje dane z Wysp, by bombardować cele na Ukrainie.

– Istnieją poważne obawy dotyczące bezpieczeństwa w związku z korzystaniem w WhatsAppa – czytamy w dokumencie, który wydało brytyjskie Ministerstwo Obrony.

– Cały personel ma natychmiast zaprzestać używania aplikacji. Może on zostać awaryjnie użyty jedynie w momencie, kiedy zaniechanie komunikacji spowodowałoby śmierć, poważne obrażenia lub zagrożenie dla przeprowadzanej operacji – przytacza fragment dokumentu „Daily Mail”.

Zakaz obejmuje połączenia głosowe i wiadomości tekstowe. Za złamanie zakazu grozi zwolnienie dyscyplinarne.

Niepokoje wojskowych wywołał atak na obóz szkoleniowy, w którym ćwiczyli żołnierze nowopowstałej legii cudzoziemskiej. Zginęło wówczas 35 wojskowych, a 134 zostało rannych. Ostrzał miał być zainicjowany po tym, gry brytyjskie numery „rozświetliły” ukraińską sieć telefoniczną bazy.

„Zakaz ten może zostać rozszerzony na wszystkich urzędników wyższego szczebla. Zarówno premier, jak i sekretarz obrony, minister spraw zagranicznych, a także minister spraw wewnętrznych korzystają z platformy w celach służbowych. Ich urządzenia mogły pojawić się na celowników rosyjskich hakerów” – czytamy w portalu Bankier.pl.

Meta (daw. Facebook) przekonuje, że jego system jest szyfrowany „end-to-end”, stąd jest bezpieczny, a rządy nie mogą przejmować prywatnych wiadomości i połączeń. Niestety praktyka pokazała, że udało się to i brytyjskim, i amerykańskim oficerom wywiadu. Przechwycili oni połączenia WhatsApp i zlokalizowali nadawców wiadomości. Dlatego jest wielce prawdopodobne, że potrafi to również Rosja.

Co ciekawe, już wcześniej o problemach WhatsAppa ostrzegał „Financial Times”. Z kolei badacze z Citizen Lab Uniwersytetu Toronto alarmowali, że atak za pomocą oprogramowania izraelskiej grupy NSO jest powiązany z luką w zabezpieczeniach, którą ma WhatsApp.

Luka była dostępna bardzo długo i dopiero, gdy sprawa wyszła na jaw ruszyły prace z jej załataniem. Przestępcy musieli jedynie zadzwonić na WhatsApp celu, aby wprowadzić na telefon ofiary Pegasusa.

Jednak w obronie aplikacji należącej do Facebooka ruszył portal Niebezpiecznik Piotra Koniecznego. Niebezpiecznik przyznał, że przez lukę można było włamywać się na telefony, że wystarczyło wykonać połączenie, a ofiara nawet nie musiała go odbierać.

Czy Niebezpiecznik polecił jednak rezygnację z korzystania z aplikacji? Pseudoeksperci od bezpieczeństwa zaproponowali tylko… zaktualizowanie aplikacji. Lub wybranie Signal, który de facto opiera się na tej samej
architekturze co WhatsApp.

Korzystanie z „darmowych” aplikacji nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ ich autorzy żyją z obrotu danymi użytkowników. Bardziej racjonalnym jest wybór płatnych opcji, które nie mają takich pokus.

Stąd też spore zainteresowanie szwajcarską Threemą i stworzonym przez Polaków UseCryptem. Ten drugi oferuje też rozwiązanie do monitorowania, czy dochodzi do przejęcia naszego mikrofonu lub kamery.

Pokaż więcej Redakcja
Pokaż więcej w  Świat

Zobacz też

Archaiczność i niekompetentność. Były szef AW o problemach służb po rządach PiS

Jak odtworzyć polskie służby? Jakie są największe problemy polskich służb specjalnych po 8…